Deutchland-ticket w praktyce

dworzec Hamnurg-Harburg

Deutschland-Ticket to wystarczający powód żeby zostać na stałe w Niemczech.
O ile Deutschland-Ticket zostanie na stałe, co wcale nie jest pewne. A wprowadzanie biletu, to była bardziej Polnischewirschaft niż niemiecki Ordnung. I nadal zresztą, nie działa tak, jak teoretycznie działa.
Teoretycznie np. D-t. odnawia się automatycznie. W praktyce u mnie to tak nie działa. Biletu nie można wydrukować. Bo nie! Każdorazowo zakup biletu wymaga wpisywania tych samych danych, włącznie z numerem buta i panieńskim nazwiskiem prababki.
Ale zdecydowanie na tak. Mniejszy tłok niż w zeszłym roku, nie ma też aż tak dużych opóźnień ani tylu odwołanych pociągów.

Heidebahn, linia Hanower-Buchholz i dalej do Hamburga regularnie zalicza opóźnienie około 10 minut. Ale raczej jeździ. W zeszłym roku było z tym różnie. Bardzo różnie. I tak wiem, ze opóźnienie 10 minut to dla weteranów PKP jest nic, ale dla DB to wstyd i sromota na wieki.

W samym Hamburgu, ale to bardziej kwestia zaplanowanych na lata prac remontowych, zmiany w kursowaniu S-Bahny, więc warto sprawdzać i tablice na peronach a trasę nie w google maps a w aplikacji HVV. Myślę, ze podobnie w innych miastach. warto sobie zainstalować aplikację lokalnego stowarzyszenia transportowego. Dla Hamburga to HVV a dla Beremy i Dolnej Saksonii FahrPlaner.

Jak to się sprawdza finansowo? Z punktu widzenia stowarzyszeń transportowych słabo, źle i będzie jeszcze gorzej i może nie być wcale.
Stowarzyszenia transportu chcą znacznie większych pieniędzy, w ramach rekompensaty za poniesione koszty obsługi D-T. niż oferuje rząd federalny. Argumentując, moim zdaniem słusznie, że obsługa zwiększonego ruchu wymaga wyższych inwestycji w infrastrukturę kolejową czy autobusową.

Z punktu widzenia pasażera. Znakomicie. Z jednym zastrzeżeniem. A nawet dwoma. 49 euro to około połowy biletu miesięcznego w dużym mieście albo dwa-trzy przejazdy do takiego miasta z kilkadziesiąt kilometrów. A w gratisie, w tej cenie mamy przejazdy lokalnymi autobusami, jakimi np. jeżdżę na zakupy. Albo do najbliższego miasta, żeby jechać do Hamburga.
D-T. to dla mnie w praktyce mniej niż trzy wypady do Hamburga. Albo dwa do Hanoweru czy Bremy, dokąd bilet jest sporo droższy (inne stowarzyszenie transportowe niż połączenie do Hamburga, tak to jest jak się mieszka w trójkącie trzech Landów)
I tu pewna dygresja, pokazująca znaczenie D-T. czy ogólnie dostępnej komunikacji publicznej.
Dla mnie wypad do Hamburga, to nie tylko relaks, posiedzenie w ogrodzie japońskim w Planten un Blomen czy nad rzeką, pogapienie się na żurawie portowe i wspominanie dzieciństwa spędzonego blisko ujścia Odry.
To też element pracy. Bo to zawsze jest okazja, żeby poznać nowe smaki. Dlatego też zawsze szukam nowego miejsca, gdzie coś mogę zjeść. Szukam nowych, innych niż moje smaków, tekstur, interpretacji kulinarnych. Notabene-zdecydowanie scena wegańska Warszawy przewyższa Hamburską. Również jeśli chodzi o poziom kuchni jak i różnorodność. Ale o tem potem, chcę napisać osobny tekst.
W Warszawie czy każdym innym wielkim mieście jest to dostępne po drodze z pracy do domu. Czy jakaś knajpa, czy sklep z ciekawymi produktami. A nawet nie specjalnie egzotycznymi ale takiego tofu jak kupowałem w Warszawie u Wietnamczyków na moim zadupiu nie dostanę. Najbliżej w Hamburgu.
Bo jak się mieszka na zadupiu to takie zakupy wymagają logistyki, dużej ilości wolnego czasu. Wyjazd do miasta, przepraszam do Miasta, to cały dzień, do lokalnej metropolii (niecałe 20 tyś. mieszkańców) 2-3 godziny minimum. I D-T., czy podobne rozwiązania, zmniejsza trochę nierówności. Wyrównuje trochę szanse i możliwości kogoś kto mieszka pod lasem i kogoś kto mieszka w Hamburgu.
Tu oczywiście jest kwestia jakie są dla nas wartości i jakie zajmujemy miejsce w społeczeństwie. Dla kogoś kto uważa za sprawiedliwsze i lepsze społeczeństwo bardziej równe, to duża wartość. Dla psychopatów i wyznawców darwinizmy społecznego zwanego korwinizmem-memcenizmem wręcz przeciwnie.
Dla kogoś, kto mieszka na zadupiu i należy do biedniejszej części społeczeństwa (a w Polsce należy do niej...70 procent pracujących)[ Piszę często w tonie żartobliwym ale to jest sprawa poważna. &0% Polaków zarabia poniżej średniej , na koniec 2022 roku to było 6 tys. 665 zł brutto czyli 4,7 netto. Jak zarabiasz mniej a stystycznie pewnie rabiasz mniej, to wcale nie jesteś nieudaczniekiem ani roszczeniową chootą jak to nam od lat wmawiaja media a reprezentantem większosci polskiego społeczeństwa.
https://www.rp.pl/wynagrodzenia/art38428871-ile-tak-naprawde-zarabiaja-p... to zdecydowana korzyść, pod każdym względem.
Dla mieszkańca Hamburga, który takie atrakcje jak knajpy i sklepy z egzotycznym żarciem ma pod nosem, mniejsza ale też z drugiej strony on nie tylko ma dzięki temu taniej bilet (50 e około zostaje w kieszeni na osobę miesięcznie) ale też np. klienta w knajpie, czy w sklepie, czy muzeum gdzie pracuje. Nie zostawiłbym dwóch dych w Aple and Eve gdybym nie pojechał do Hamburga. A nie pojechałbym gdybym nie miał D-t. W niedzielę chce jechać do Planten un Blomem na ceremonie parzenia herbaty. Bo nic mnie nie kosztuje taki wypad. I pewnie znowu gdzieś coś zjem. I będzie to tez korzyść dla mnie. Bo nawet na samym rytuale herbaty czegoś się nauczę o kuchni. I coś potem napiszę i pokażę zdjęcia. I nawet na tak niby nie związanym poletku jak konkurencja treści w internecie wyrówna to moje szanse do kogoś kto mieszka w Hamburgu i do Planten un Blomem i Aple and Eve przeszedłby się spacerkiem.
Dla mnie notabene pozostaje jeszcze problem “ostatniej prostej” czyli 6 km z miasta do Ośrodka. I to jest temat jaki się już w zeszłym roku pojawił, czyli wykluczenie komunikacyjne na wsi.
Tylko, że to tak jak z opóźnieniami pociągów. W Niemczech jest wielka sprawa bo Heidebahn przyjechała 10 minut po czasie. A wykluczenie tutaj (przynajmniej w Dolnej Saksonii) wygląda tak, ze mam autobus 6 razy dziennie do i z miasta. A przystanek stoi specjalnie po to żeby obsłużyć nasz ośrodek a przede wszystkim naszego najbliższego sąsiada (tak ze 600 metrów), którego mała córka dojeżdża tym autobusem do szkoły. I takie autobusy przejeżdzają wszędzie i zbierają dzieci a pod szkoła są na kilka minut przed lekcjami.

I tu porada praktyczna: w tych lokalnych autobusach często kierowca otwiera tylko pierwsze drzwi i sprawdza bilety przy wsiadaniu. Na takich zadupiach jak moje, dobrze jest też powiedzieć kierowcy gdzie chcemy wysiąść i użyć przycisku “na żądanie”. I sprawdźcie z translatorem googla czy dobrze wymawiacie niemiecką nazwę. A najlepiej mieć trasę przygotowaną w google maps i ewentualnie pokazać kierowcy.

Problem jest taki, że ostatni autobus z miasta jest, zależnie od pory roku o 18 albo o 19. I tu się przede wszystkim pojawia wykluczenie komunikacyjne, bo albo 6 km na piechotę na koniec dnia, albo ponad 20 euro na taksówkę (a też nie zawsze jest taksówka na tym zadupiu) co mocno ogranicza udział w popołudniowych wydarzeniach. Wszystko jedno czy chodzi o piwo, pokaz garnków, wernisaż czy manifestację.
Natomiast porównując komunikację w dużych niemieckich miastach, przede wszystkim Hamburgu ale też Bremie i Hanowerze, podobnie w mniejszych i skomunikowanie z małych miejscowości do np. Hamburga to jest to, dla przybysza z Polski wręcz szok kulturowy. I wi-fi nawet w niektórych pociągach lokalnych. Niby drobiazg ale o tyle istotny że akurat tutaj czyli w rojonie Luneburger Heide, zasięg internetu czy w ogóle telefonu na całkiem sporych obszarach, kiedy pociąg jedzie przez las, zanika

Porada praktyczna: wi-fi w pociągu lokalnym owszem ale płatność kartą już niekoniecznie. Tak przynajmniej ze 20 euro trzeba mieć w gotówce, bo ciągle w wielu miejscach nie zapłacicie kartą a w innych powyżej 10-20 euro.

Warto moim zdaniem pamiętać i zauważać, że są takie niebezpośrednie konsekwencje jak w przypadku D-t. wielu działań w przestrzeni społecznej (wspólnej). I tu znowu mamy pytanie o wartości. Według jakich wartości powinniśmy tą społeczną przestrzeń organizować.
I wbrew pozorom jest to pytanie które nawet jeśli nie jest, to powinno być obecne w kuchni. I to nawet bezpośrednio dotyczące się kwestii transportu i przestrzeni wspólnej w miastach, wsiach i na polach. Na bardzo bezpośrednim, codziennym poziomie.
Jak bardzo, wiedzą ci co mieszkają w okolicach “zagłębi knajpianych” gdzie o różnych dziwnych porach przyjeżdżają do restauracji samochody z zaopatrzeniem a w śmietniku pełno resztek żywności przyciąga szczury i robaki. Pytanie jakie znają z doświadczenia mieszkańcy Krakowa, St. Pauli, Amsterdamu, Świnoujścia i wielu innych miast gdzie ruch turystyczny, klienci lokali gastronomicznych utrudniają zwykłe, codzienne życie.
I tu jest nieoczekiwany i niedobry skutek D-t. Ten bilet zwiększa jeszcze bardziej w takich miejscach ruch turystyczny.
Więc o zastrzeżeniach. Z tym zastrzeżeniem, ze zdecydowanie korzyści, doraźne i długofalowe z biletu za 49 euro, przewyższają niedogodności. Trochę o tych niedogodnościach wspomniałem ale jeszcze dwa zastrzeżenia.
Pierwsze. Niemcy to kraj federalny czyli związek 16 państw niemieckich (co notabene jest sednem niemieckiej historii politycznej) a to oznacza, że w każdym kraju (landzie) sytuacja na kolei itp. będzie inna. Moje doświadczenie to Dolna Saksonia i Hamburg.
Przepraszam. Wolne i Hanzeatyckie Miasto Hamburg. Trzy miasta mają status kraju związkowego: Berlin i hanzeatyckie Hamburg i Brema. Co ciekawie obrazuje dwie niemieckie tradycje polityczne-republikańskie, demokratyczne hanzeatyckie Niemcy poetów i filozofów (tak były nazywane Niemcy w XIX-tym wieku “kraj poetów i filozofów”) i Prusy od Bismarcka do Hitlera. A jak wiadomo Prusacy są najgorsi.
Regionalizmy, tożsamość nie ogólnoniemiecka ale lokalna, włącznie z językiem Plattdeutch jako urzędowym językiem pomocniczym, który tak różni się od niemieckiego jak śląski i kaszubski od polskiego. To też jedna z różnic Trochę jak w Konopielce : “ja miejscowy”.
Ale też właśnie dlatego, tak duże są różnice miedzy landami a nawet regionami w landach i to co piszę bo innego landu, innego rejonu może mieć się nijak, nawet jeśli chodzi i kwestie formalne, urzędowe i prawne.

Porada praktyczna: między poszczególnymi krajami niemieckimi (landami) są duże różnice i warto np. sprawdzać nie tylko ogólnoniemieckie święta ale też w poszczególnych landach gdzie jesteśmy. Tym bardziej, że w Niemczech zakaz otwierania sklepów w niedzielę i dni wolne jest traktowany o wiele poważniej niż w Polsce.

Drugie zastrzeżenie to podnoszony przez wiele osób, brak zniżkowego biletu dla dzieci i młodzieży. W internecie, na niemieckim Fb dostępna jest petycja o wprowadzenie takiego biletu za 29 euro i większe dofinansowanie transportu publicznego. Już w zeszłym roku za sprawą 9 euro Ticket pojawił się w Niemczech temat niedoinwestowanej i słabej infrastruktury. Przy czym znowu. W przypadku Niemeic ta nieinwestowana infrastruktura kolejowa oznacza gęstszą siatkę pociągów, lepszą obsługę pasażerów, nowsze pociągi niż w Polsce.
Wspomniany prze ze mnie wyżej dwupoziomowy podział państwa i wszelkich jego kompetencji komplikuje wiele działań ogólnoniemieckich, zwłaszcza gdy są to jakieś nowe kwestie, gdzie nie wiadomo co jest w kompetencji rządu federalnego w Berlinie (Prusacy, tfu!) a co poszczególnych krajów niemieckich. Nie inaczej jest w kwestiach transportowych. Ważnym elementem całej sprawy są spory między rządami krajowymi a rządem federalnym, ile kto ma do biletu dopłacić.

Jest też, pewna istotna różnica w kwestii transportu publicznego w Niemczech i Polsce. W Niemczech istnieje osobna forma prawna “stowarzyszenie transportowe” (Verkehrsverbund) tworzone przez lokalne władze i firmy transportowe obsługujące lokalny transport, z reguły również DB uczestniczy w takich stowarzyszeniach.
Co ważne, celem stowarzyszenia nie jest, jak w przypadku firmy, maksymalizacja zysku, co przynosi opłakane skutki dla transportu publicznego w Polsce. Celem stowarzyszenia jest “wspólne i skoordynowane dostarczanie wysokiej jakości usługi transportu publicznego”. Temat (dla mnie) arcyciekawy i praktycznym dotykający bezpośrednio codziennego życia. I z tego punktu widzenia i moich doświadczeń wynika, ze ten model sprawdza się znakomicie. Tak, że nawet rejs po Łabie macie w Hamburgu w cenie normalnego biletu komunikacji publicznej. polecam

Porada praktyczna: strona DB (bahn.de) ma wersję językową Polską, podobnie np. wiele bankomatów. Przynajmniej w moim rejonie, gdzie mieszka dużo Polaków. Generalnie, moje doswiadczenie jest takie, ze komunikatywny angielski wystraczy wma w 90% sytuacji. przy czym znowu: u mnie jest rejon turystyczny i tu opłaca się znać angielski. W innych rejonach moze być i za[pewne jest inaczej

Podziękowania dla Bartosza Oszczepalskiego, który pomógł mi wyszukać informacje i porównać systemy transportowe w Polsce i Niemczech. I pewnie w temat się jeszcze będę zagłębiał, w miarę praktyki czyli kolejnych moich ekskursyj po bliższej i dalszej okolicy. Na razie planuję w najbliższą niedzielę znowu Hamburg, wypad do Planten un Blomen na ceremonię herbacianą zen i kilka dni w Luneburgu w drugiej połowie miesiąca. I eksploracje okolic Hanoweru i Bremy, co dzięki korzyścią z D-t. bo wypad do Bramy czy Hanoweru to dla mnie tyle co D-t.

Porada praktyczna: w Niemczech jest zdaje się całkiem sporo “muzeów życia codziennego”. Muzeum magazynowania w dawnym magazynie portowym z kawą herbata i cynamonem, Muzeum Przypraw z możliwością zakupu kilkunastu odmian chili, Muzeum Pracy w Hamburgu czy oficjalne Muzeum Miasta Wolfsburg poświęcone głównie życiu codziennemu. Dla mnie osobiście o wiele ciekawszy jest garnek w jakim ktoś gotował 500 lat temu niż ten nocnik, przepraszam korona co to ją uzurpator sobie na głowę zakładał 500 lat temu. Uzurpator przeminął a kucharze są nadal i garnki są nadal. W Dolnej Saksonii jest też wiele mini skansenów czy zabytkowych wiatraków z możliwością zwiedzania.

Porada praktyczna: sprawdźcie, jeżeli będziecie planować pobyt w Hamburgu co dzieje się w Planten un Blomen i koniecznie sobie zarezerwujecie ze 2 goddziny minimum na zwiedzanie tego parku. W Bremie Botanical Garden, ale tam to 3 godziny. park i pawilony, w tym pawilon azjatycki z wystawą tanek buddyjskich i statua Europejskiego Buddy Pokoju

I jeszcze z punktu widzenia pasażera porównującego niemiecki i polski transport publiczny. z zastrzeżeniem, ze mogło się coś zmienić jeśli chodzi o Polskę. Ale wątpię czy na lepsze.
W Niemczech wystarczy jedna aplikacja DB Navigator, żeby kupić prawie każdy bilet na komunikację publiczną. Czyli jadąc np. (żeby nie tylko Hamburg) jadąc do Ogrodu Botanicznego w Bremie w aplikacji DB kupuję jeden bilet na cała podróż, włącznie z dojazdem tramwajem do ogrodu botanicznego.
Mogę też od razu kupić np. bilet jednodniowy na cała Bremę czy cały Hamburg. Moje doświadczenie z Polski (zastrzegam, mogło się coś zmienić) to trzy różne aplikacje a jak chcesz wiedzieć czy pociąg będzie o czasie to potrzebujesz czwartej. W aplikacji DB takie informacją się pojawiają i proponowane połączenie jest korygowane.

Tu praktyczna porada: bilety kupujcie w aplikacji lub przez stronę wtedy jest on trochę tańszy. Na pewno jeśli chodzi o HVV czyli Hamburg i okolice, będzie to różnie u różnych operatorów. Warto sprawdzić wcześniej. Jeżeli planujecie dalszą podróż rekomenduję bilet też wydrukować. Tym bardziej, że obecnie jest więcej kontroli. I Deutche Bahn i transportu lokalnego.

Niedawno trafiłem na jedną ze słynnych, pisałem o nich wcześniej, obław na gapowiczów w ubogich dzielnicach Hamburga, przypominających czasy stanu wojennego w Polsce. http://rudekitchen.pl/klasowa-kontrola-biletow Teraz trafiłem na kontrolę na stacji niedaleko targów czyli w okolicy bardziej biznesowej. Co ciekawe, w obu przypadkach kontrolerzy nie stali na terenie stacji ale przy wyjściu z niej. Z tym, że tym razem było ich tylko kilku a nie kilkudziesięciu.

Porada praktyczna: Bilet obejmujący Hamburg i okolice, nawet do miejscowości położonych do kilkadziesięciu kilometrów od Hamburga obejmuje Fynf Ryng, 5 Pierścieni. Bo strefy komunikacyjne ułożone są w formie pierścieni (z wypustkami) o coraz większej średnicy, zaczynając od A. Sam Hamburg to strefa A.

Przypadek Hamburga jest o tyle jeszcze ciekawy, że jego lokalne stowarzyszenie transportowe działa w trzech krajach niemieckich. Szlezwiku-Holshtynie, Dolnej Saksonii i Wolnym i Hanzeatyckim Mieście Hamburgu, które ma status osobnego kraju niemieckiego, co jest pozostałością po czasach Hanzy. I sentyment i pielęgnowanie pamięci i tradycji i dumę z hanzeatyckości bardzo mocno czuć nie tylko w Hamburgu. “Miasto bajek” Buxtehude dumnie podkreśla, prócz swoich związków z bajką braci Grimm że jest HANZEATYCKIM Buxtehude.
Ta lokalność, nie tylko hanzeatycka jest widoczna i dumnie podkreślania na każdym kroku. Również lokalność wiejska która jest w mojej okolicy lokalnością “Hedjerów” czyli właśnie “Wieśniaków”.
A wybory Królowej Ziemniaka to tradycyjna zabawa na koniec wykopek, przyciągająca dziś mnóstwo turystów. Podobnie jak “Duch Wrzosowiska”, lokalna ziołowa nalewka o mocy 50%, na kilkunastu ziołach z lokalnych łąk, lasów i wrzosowisk. Trochę podobna do ulubionej wódki Goeringa czyli Jagermaistra. ale znacznie lepsza.
Ta lokalność jest obecna też na bardzo praktycznym poziomie. Takim jak ziemniaki w sklepie. Tu w supermarkecie Edeki (to film https://youtu.be/7uMQhDR7Hhc?si=JNzzIbacAD5U4tZO ale chyba napisze też artykuł w Edece) kupuję ziemniaki z gospodarstwa położonego 6 km od sklepu. A większość warzyw pyszni się dumnym hasłem “Aus Niedersachsen”. Mieszkam w kartoflanym sercu Niemiec i jednym z najważniejszych obszarów produkcji rolnej w Niemczech.

Porada praktyczna: w całym regionie odbywają się Wochenmarkt czyli Targi Cotygodniowe na którym w sezonie wielu rolników sprzedaje swoje produkty. Polecam szczególnie miejscowy czosnkek niedżwiedzi Bärlauch. który tu rósł tradycyjnie, na dziko a dziś jest dziś uprawiany i w sezonie co roku się nim zajadam czego i wam życzę.

Praktyczna porada-przy wyszukiwaniu połączeń w aplikacji i na stronie DB trzeba w ustawieniach ustawić “tylko transport lokalny” (Nur Nahverkehr) wtedy pokażą nam się połączenia jakimi możemy jechać z D-t.

Podsumowanie
Tak z codziennego punktu widzenia, kogoś kto żyje na zadupiu to duże ułatwienie i oszczędność. W mieście jeszcze bardziej bo to mniej niż bilet miesięczny. Niedogodności mniejsze niż się obawiałem i niż obawiało się wiele osób w Niemczech.
Natomiast teraz jest kwestia czy bilet pozostanie i w jakiej cenie. Dla mnie bilet droższy niż 50 euro przestaje być specjalnie opłacalny. Jeżeli ktoś mieszka na zadupiu i nie jeździ codziennie do pracy czy szkoły podobnie, w dużym mieście zależy od ceny biletu miesięcznego ale różnica przestaje być znacząca albo znika całkowicie. Tym bardziej, ze stowarzyszenia transportowe niejako konkurują obecnie same z sobą, i to jest kolejny nieoczekiwany i szkodliwy efekt D-t.
Na rynku komercyjnym nazywane jest to zjawisko kanibalizowaniem, kiedy jakaś firma swoim nowym produktem konkuruje z innym swoim produktem. Tak stowarzyszenia transportowe konkurują same ze sobą czyli miedzy D-t. a biletami okresowymi i wiele z nich obiża cenę i teraz bilet miesięczny na całą sieć HVV czyli 5 Ring, nawet kilkadziesiat kilometrów od Hamburga to 69 euro. A dodatkowo można od Miasta Hamburg otrzymać dotację socjalną 30 euro na ten bilet.

Porada praktyczna: w Niemczech rozmaite zasiłki są o wiel powszechniejsze i wyz sze niż w Polsce. A korzystanie z nich jest uznawane za coś normalnego i oczywistego nie tylko z Kindergekld, ktory teraz ma sie zmienić i być znacząco wyższy. Jak zamierzacie ziostać na stałę czy na dłuzej w Niemczech i tu mieć “ośrodekj interesów życiowych” warto sie w tych kwestiach zorientować.

A wqrwienie elit ma niemiecki odpowiednik pińcetplusów srającyh po wydmach, najeżdżający Sylt Westerland, kurort nad Morzem Północnym w którym spędzają wakacje i urządzają imprezy celebryci, bogacze i politycy, jest bonusową radością. Tym bardziej że w desancie na Sylt był mocny zaciąg punkwy. Oi! for lifie! Oi! utill we die!

Jeżeli masz pytania odnośnie Deutchlnad-ticket to chętnie odpowiem
Podobał ci się ten artykuł? Chcesz więcej podobnych? Wesprzyj mojego bloga

Kontakt, współpraca, media społecznościowe

Share