Zabraknie oliwek w 2023 roku!

Jak podała Copa Cogeca (Komitet Rolniczych Organizacji Zawodowych), reprezentująca organizacje zrzeszające 22 milionów europejskich rolników, produkcja oliwy i oliwek stołowych będzie w sezonie 2022/23 o około 1/3 mniejsza niż rok wcześniej. Przyczyną będą wysokie temperatury i susza w krajach producentach oliwek. Najgorzej wygląda sytuacja w Hiszpanii, największym producencie oliwek w Europie, gdzie szacuje się, zbiory będę prawie i połowę mniejsze.
To kolejna zła wiadomość związana z przyszłoroczną sytuacją żywnościową w Europie. Znaczący spadek produkcji oliwy, połączone z mniejszym o wiele importem rzepaku i oleju z Ukrainy i Rosji oznacza niedobór tłuszczy roślinnych w Europie.
Nie szanujemy żywności, marnujemy żywność. Masowo, systemowo, statusowo.  Gospodarka luki popytowej poniekąd wymuszała na nas takie zachowania, również w obszarze spożywczym. Ale taka sytuacja nadprodukcji jest fenomenem mającym pierwszy raz miejsce w historii.  Dziewięćdziesiąt procent społeczeństwa w dziejach ludzkości było rozpaczliwie biednych, również dlatego, ze produkowanych dóbr, w tym żywności, było za mało. Nadwaga była wówczas oznaką sukcesu, życiowego powodzenia, przynależności do klasy wyższej
Dzisiaj, chociaż bywanie w w drogich restauracjach jest ciągle oznaką statusu, żywności jest dosyć dla wszystkich. A właściwie starczało by, gdyby tak duża część żywności nie była marnowana. Marnujemy 1/3 światowej produkcji żywności. Czyli tyle o ile ma zmniejszyć się produkcja oliwy w przyszłym roku.
Więc może tu jest klucz do nadchodzącego załamania na rynku żywności? Taka przebudowa łańcuch od pola do stołu by zlikwidować straty? Może tak możemy to rozwiązać?
Moglibyśmy, gdyby nie dystrybucja. I nierówności. Różnice klasowe są widoczne wszędzie, również przy stole. Dziś łańcuch dostaw w światowym łańcuchu od pola do stołu biednie od biednych do bogatych. Od biednych producentów na polu, do bogatych konsumentów przy stole. Tak jest w skali pojedynczego kraju i w skali światowego podziału pracy. Pisałem trochę na blogu o quinoi i avocado, to najbardziej znane przykłady jak to wygląda w skali światowej, gdzie apetyt bogatych konsumentów z Północy, “wysysa” żywność z lokalnego rynku (a quinoa byłą podstawowym pożywieniem miejscowej biedoty). Oczywiście taka żywność transportowana przez pół globu to straty w transporcie, spalanie paliw kopalnych, etc...
Nie rozwiążemy problemu głodu na świecie ani innych problemów żywnościowych tak długo jak nie uznamy żywności za dobro wspólne. Ekonomia dóbr wspólnych stoi w oczywistej sprzeczności z dominującym, ale dochodzącym, zdaje się, końca swych dni, paradygmatem neoliberalnym.
Można powiedzieć, że ekonomia dóbr wspólnych jest odwróceniem dominującego obecnie modelu w którym prywatyzowane są zyski a uspołeczniane koszta. Obecnie koszta społeczne czy ekologiczne są eksternalizowane z biznesu. Firma nie ponosi przykładowo kosztów zatrucia środowiska, ten problem wraca obecnie w kwestii utylizacji odpadów plastikowych i elektrośmieci. Koszta jakie ponosi miejscowa ludność w Ameryce Płd. gdy cała quinoa płynie do bogatych mieszkańców Europy. Albo koszta smogu jakie ponosimy obecnie wszyscy a nie ci którzy emitują zanieczyszczenia.
Żywność jest jednym z takich właśnie dóbr wspólnych. Obfitość, dostępnej dla wszystkich, zdrowej żywności. Rzucane czasami podczas “karnawału solidarności”  hasło “wszyscy mamy takie same żołądki”, niosło tę właśnie rewolucyjna prawdę. Że żywność jest naszym dobrem wspólnym i że wszyscy na najbardziej podstawowym, fundamentalnym, wspólnym wszystkim ludziom poziomie jesteśmy równi i mamy wszyscy prawo mamy prawo jeść do syta, mamy prawo być wolnymi od głodu i strachu przed głodem, niezależnie od zajmowanego przez nas miejsca w społeczeństwie. Oznacza też, że ten kto ucztuje ponad miarę gdy inni głodują jest winien kradzieży i zamachu na najbardziej podstawowe ludzkie prawa. Oznacza to też, że jeśli będzie trzeba to “będziemy jeść mało, ale będziemy jeść wszyscy”
Oczywiście jest to w obecnej chwili wizja utopijna. W przyszłym roku oliwa popłynie tam, gdzie można będzie na niej więcej zarobić. Nie tylko zresztą oliwa. W sytuacji niedoborów cała żywność będzie przede wszystkim sprzedawana w bogatych krajach Europy Zachodniej, gdzie konsumenci są skłonni więcej zapłacić. A przecież to nie tylko oliwa. Obecnie produkcja nawozów w Europie jest ograniczona o 70%. Żywności będzie mniej, będzie o wiele droższa i zapewne nie starczy jej dla wszystkich.
Identyczne przepływy będą działy się wewnątrz poszczególnych krajów. Nasili się podział klasowy w sklepie spożywczym i przy stole. Biedni będą odżywiać się na tyle żle, ze będzie to znacząco rzutowało na, w większym niż obecnie stopniu, na ich szanse w szkole czy pracy.
W czasie covidowych lockdownów Sławoj Żiżek wezwał do zbudowania “komunizmu wojennego”, które częścią składową byłaby ekonomia dóbr wspólnych. Takim dobrem jest też zdrowie publiczne. I jedynie reżim “komunizmu wojennego” wydaje się skutecznym sposobem na pokonanie obecnych kryzysów. Istnieją tylko dwa problemy, na które nie znamy odpowiedzi. Nie wiadomo który gorszy. Jak doprowadzić do “komunizmu wojennego” i drugie jak przejść od komunizmu wojennego do demokratycznego komunizmu rad. Historia pokazuje, ze ruch odbywa się raczej w drugą stronę i władzę radom odbiera, ten czy inny, Komitet Centralny. Było to widać nawet w polskim Strajku Kobiet.
Komunizm w sensie o jaki mi tutaj chodzi oznacza wspólnotę i jej dobra wspólne, dostępne i ważne dla całej wspólnoty jak czyste powietrze, woda, dostęp do energii, jedzenia etc. Wbrew temu co myśli wiele osób, a wielu cwaniaków im wmawia, komunizm nie jest konceptem XIX-wiecznym lecz o wiele, wiele starszym i często związanym z religią. Od wspólnot pierwszych chrześcijan, przez herezje Wolnych Duchów i Braci Polskich, powstanie Müntzera, po teologię wyzwolenia, duch komunizmu przenika chrześcijaństwo. Od nieuznającego podziałów kastowych Gautamy, przez państwo opiekuńcze Aśoki, po doktora Ambedkara pojawia się w buddyzmie. O historii takich ruchów (niestety oczywiście w Europie) pisuje na swoim fb i blogu regularnie Łukasz Moll, jeden z najwybitniejszych myślicieli )filozofów) młodego pokolenia
Władza rodzi się na dnie garnka. Ma ją ten, kto dzieli to samo najpożywniejsze co opadło na dno w garnku. Komunizm jest wtedy, gdy wszyscy sprawiedliwie i konsensualnie dzielimy się tym co w garnku

 

 

Kategoria:

Share