Walentynkowy strajk Morloków

Praca dostawców jedzenia to ciągłe ryzyko, konieczność wyboru miedzy zarobieniem kilku funtów czy dolarów więcej a ryzykiem śmierci przez nadmierną prędkość, ciężkie warunki pogodowe, wytężona praca w godzinach kiedy znajomi się bawią, narażenie na ataki klientów, niskie zarobki.
W Wlk. Brytanii i W USA w Walentynki zastrajkowali dostawcy jedzenia. W Wlk. Brytanii strajkowało kilka tysięcy pracowników największych firm delivery: Stuart, deliveroo, Just Eat (w Polsce pyszne.pl, znane z nieetycznych i przestępczych praktyk wobec restauracji w Pandemii) i Uber Eats. W Wlk. Brytanii dostawcy strajkowali w walentynkowy wieczór od godzi. 17 do 22 a w USA przez cały dzień odmawiali kursów z i na lotniska w godzinach 10-12 zorganizowali manifestacje.
Strajk w Wlk. Brytanii zorganizowała oddolnie powstała, nie sformalizowana grupa Delivery Job UK.
Pierwszą, udaną akcją zorganizowaną przez grupę był strajk 3000 dostawców 2 lutego.

Kiedy w 1 stycznia 1994 wybuchła rewolucja w Chiapas, wiele osób twierdziło, że to pierwsza walka wyzwoleńcza XXI wieku. Wykorzystującą media i niekierowane formy oporu, akcje non violence (jak zdobycie, głównie przez kobiety, jednej z baz wojskowych) obok karabinów maszynowych.
Delivery Job UK funkcjonuje i powstało w dużej mierze w i poprzez poprzez media społecznościowe, Instagram i twitter i WhatsApp.. Wśród członków grupy i strajkujących kurierów jest duża grupa Brazylijczyków, są emigranci z wielu rożnych krajów. Pewnie też Polacy. W Bremie raz mi jedzenie Uber Eatsem przywiózł Polak, spotykałem też jeżdżących w Niemczech z dostawami Ukraińców.
Fakt, że dostawcami jedzenia są najczęściej imigranci, nie znający lokalnych przepisów, nie mający wsparcia w sieci kontaktów, w rodzinie, nie raz nawet nie znający języka, ułatwia przestępcze praktyki platform wobec pracowników a ich walka jest jedną z najważniejszych walk jakie się obecnie toczą.
Organizatorzy, prócz mediów społecznościowych, do przeprowadzenia strajku wykorzystali możliwości jakie daje sztuczna inteligencja dzięki której przełożyli swoje ulotki na 15 języków. To bardzo ważne w środowiskach gdzie, jak wśród dostawców jedzenia, dominują imigranci. To jest opór XXI wieku, bez wątpienia.

Platformą łącząca pracowników platformowych z Europy jest Brave New Europe, Gig Economy Projekt. Na którego stronie jeden z organizatorów strajku mówi, ze zarobki kurierów spadły o jedna trzecią przy czasie pracy wydłużonym z 8 do 10 godzin dziennie.
W tej samej rozmowie anonimowy działacz strajkowy stwierdził też, że skoro Uber zarobił w zeszłym roku 1,1 mld dolarów to powinien z tego 10% przeznaczyć dla pracowników.
Sytuacja pracowników platform jest Wlk. Brytanii podobna jak w wielu krajach, mają oni status samo-zatrudnionych, przez co nie dotyczą ich przepisy np. o płacy minimalnej czy czasie pracy.

W USA strajk miał miejsce w 10 miastach: Filadelfia, Pittsburgh, Miami, Orlando i Tampa na Florydzie; Hartford, Connecticut, Newark, New Jersey; Austin w Teksasie i Providence w stanie Rhode Island. Strajkowali dostawcy i kierowcy DoorDash, Uber Eatsa i Lyft, których pracownicy są najczęściej klasyfikowani jako independent contractor, co również wyrzuca ich poza ochronę kodeksu pracy.
Nie jest raczej zaskakujące, że firma Lyft z tej listy grzechów wołających o pomstę do nieba (serio! sprawdźcie sobie co to są grzechy wołające o pomstę do nieba, dwa z nich popełniają platformy gig economy) reklamuje się rainbow washingiem i przyjazną przestrzenią dla osób niebinarnych. Ale zdecydowanie nieprzyjazną dla pracowników. Korporacyjna walka z wykluczeniem służy maskowaniu wyzysku.

Strajk w USA organizowało Justice For App Workers, zrzeszająca 130 tysięcy (sic!) kurierów i kierowców Ze Wschodniego Wybrzeża i Środkowego Zachodu. “Mamy dość pracy 80 godzin tygodniowo, żeby związać koniec z końcem, ciągłego strachu o nasze bezpieczeństwo i martwienia się, że zostaniemy dezaktywowani jednym kliknięciem.” We’re sick of working 80 hours/week just to make ends meet, being constantly scared for our safety, and worrying about being deactivated with the click of a button"
Organizacja w swoich postulatach ma m.in. dostęp do toalet.
Dla kogoś pracującego w biurze to coś oczywistego. Ale nie dla kogoś kto cały dzień jeździ po mieści. To jak z myciem. Dostęp do toalety i środków czystości jest dostępem do godności. A także dostęp do opieki psychologicznej. To też jeden z tematów o jakich w mediach się nie mówi.
Zaburzenia psychiczne to przywilej klasy średniej i wyższej. A dokładniej mówiąc dostęp do współczucia, wsparcia pracodawców i pomocy profesjonalnej. Menadżer z depresją jest wręcz wynoszony na widok, żeby pokazać jaką przyjazną firmom jesteśmy. Kurier z depresją ma zdezaktywowaną aplikację i nikogo w firmie nie obchodzi czy i kiedy zdechnie z głodu, i czy na ulicy, czy w przytułku.

Callum Cant, z Uniwersytetu Essex, badający gig economy powiedział BBC, ze płaca realna kurierów firm delivery spadla od 2018 roku o 40% i z trudem można za takie zarobki przeżyć obecnie w Londynie.

Jest jedno proste rozwiązanie, może nie problemów tworzonych przez gig economy ale problewów kurierów i sporej części problemów np. pracowników gastronomii. Ale to rozwiązanie nie spodoba się klientom ani firmom, które rywalizują cenowym wyścigiem do dnia. ( euro za paczki przez cały miesiąc i kilka jeszcze usług? Ależ oczywiście...
Bo to rozwiązanie to wyższe ceny. Dowóz kurierem paczki czy zamówienia z knajpy, jest tak tani, bo tania jest praca kurierów i kierowców. Żeby ich sytuacja uległa poprawieniu te usługi nie mogą być tak tanie.
Nieograniczona ilość paczek za 9 euro miesięcznie? Jak oferuje Amazaon w Niemczech. A niemiecki Otto oferował nawet podobną cenę za CAŁY ROK dostaw. Lidl niemiecki daje bony klientom on-line na następne zamówienie, akurat w cenie dostawy. Cóż za przypadek.
Zwraca na to uwagę w swoim materiale na temat strajku dostawców CNN. Firmy delivery konkurują w wyścigu do dna, obniżając ceny dostaw dla klientów i przerzucając koszty tego na swoich pracowników.

Bo koszty dostawy nie znikają. Ba! Są coraz wyższe, bo rosną ceny paliw i inne koszty stałe. Więc oszczędza się na pracownikach. W gig economy, magiczny stwór o nazwie “Algorytm”, bardzo ułatwia okradanie pracowników, którzy orientują się, że za takie samą pracę dostają stawkę niższą o 20%. Algorytm tak ustawił stawki za dowóz, z algorytmem się nie dyskutuje. To takie thacherowskie TINA w praktyce zarządzania personelem.
Ale algorytm jest tylko narzędziem. Dla najważniejszego, jedynego celu każdego biznesu czyli maksymalizacji zysku. Jeżeli najskuteczniejszą drogą do maksymalizacji zysku jest konkurowanie ceną i przerzucanie kosztów tego na pracowników, to tak będzie. Tak właśnie jest. W dłuższej perspektywie jest to szkodliwe dla samej firmy, dla branży i klientów. Bo takie obniżanie zarobków, powoduje ucieczkę każdego pracownika który ma możliwość innej pracy, nieinnowacyjność na poziomie firmy i branży. Bo firmy konkurują niskimi kosztami pracy a nie innowacyjnością, czy jakością swoich produktow. Która ulega obniżeniu.

Drugą kwestią jest pozycja imigrantów. Dużo się ostatnio i w Europie i w Ameryce dyskutuje o emigrantach i uchodźcach. Wpuszczać czy strzelać. Czy lekarzy wpuszczać, do robotników rolnych strzelać. Zdaje się przeważać ta opcja, tzw. kontrolowanej imigracji. W jednym z opowiadać Dicka człowiekiem rozstawałeś gdy znałeś tabliczkę mnożenia, według urzędników, jesteś człowiekiem jak masz wyższe wykształcenie. Ja nie masz, to jak masz szczęście możesz zostać jednym z Morloków. Oficjalnie i w dyskursie publicznym nie istniejesz chociaż wszyscy wiedzą że bez twojej pracy to wszystko by pierdolło. Z HUKIEM.

Inna patologią jaka szerzy się w Wlk. Brytanii (a zapewne i w wielu innych krajach) jest nielegalna praca nieletnich. O sprawie zrobiło się głośno gdy w listopadzie zeszłego roku 17 letni kurier zginął podczas pracy. Według dziennikarzy BBC, nie na żadnego problemu by osoba nieletnia “wynajęła” nielegalnie od kogoś konto w aplikacji i pracowała jako kurier.
Oczywiście wszystkie firmy delivery mówią w sprawie warunków i płacy, i w sprawie pracy nieletnich jednym korporacyjnym bełkotem. O wysokich standardach i elastycznej pracy.
Elastyczność jest jednym z kłamstw gig economy bo (jak można było przeczytać w Guardianie) chcąc zarobić, musisz pracować w piątkowe wieczory kiedy jest najwięcej zamówień. I w trzech godzinach szczytu rano, w porze lunchu i wieczorem. Pogodzenie tego z jakimkolwiek, nawet nie pracą a życiem jest bardzo trudne.

I jeszcze jako wisienka na torcie spierdolenia jakim jest branża delivery.
Warunki higieniczne. W gastro mam przepracowane jakieś...15-20 lat. W dwóch krajach. w tym czas pandemii, specjalnych i zaostrzonych przepisów sanitarnych.
I jeszcze widząc kurierów np. Uber Eatsa czy pyszne.pl zastanawiałem się, czy te firmy obowiązują jakiekolwiek przepisy sanitarne. I ilu z tych emigrantów ma badania sanepid potrzebne do pracy z żywnością. Z praktyki podejrzewam, że ani warunków sanitarnych te firmy nie spełniają ani pracownicy nie maja badań. O czym zresztą tu mówić, jakie badania, jeżeli jak pisałem wyżej, nie ma problemu, żeby pracować na czyimś koncie. Reasumując: klient odbierając pizzę nie wie czy dostał z nią razem gronkowca czy WZW A.
To też skutek niskich cen, cięcia kosztów. To nie jest tylko kwestia delivery czy gastro, to wynik ideologii zarządzania typy Just In Time i wszelkich metodologii typu Lean. Skoro można coś wyciąć i na czymś oszczędzić np. na badaniach pracowników czy bezpieczeństwie (pracowników i klientów) to tak się robi.

Podobał ci się ten artykuł? Chcesz więcej podobnych? Wesprzyj mojego bloga

Moje media społecznościowe

Podobał ci się ten artykuł? Chcesz więcej podobnych? Wesprzyj mojego bloga

Moje media społecznościowe

Kategoria:

Share