Roślinne Uniwersytety

“Roślinne Uniwersytety” to kampania rozpoczęta w 2021 roku, przez organizację Animal Rising, na rzecz wprowadzenia w pełni roślinnego menu na uczelniach Wielkiej Brytanii. Ostatnio kampanię poparło w liście otwartym, 850 naukowców, palityków, sportowców i osób publicznych.
Warto tu zauważyć przede wszystkim dwie rzeczy.
Animnal Rising to organizacja znana wcześniej z akcji bezpośrednich takich jak blokowanie rzeźni czy wyścigów konnych. Jest to więc pewien zwrot w działaniach tej grupy.
A dwa, kampania, co podkreślone jest w liście nie jest nastawiana na zmianę indywidualnych zwyczajów żywieniowych. Nie chodzi o zakaz jedzenia mięsa. A o systemową zmianę. Indywidualnie, co jest podkreślone wprost w liście, możesz sobie mieć kanapki z szynką (jak cię żydzi czy muzułmanie nie dojadą), masz wolny wybór. Ten wybór jest taki, ze jeżeli chcesz jeść mięso to jedz ale u nas zjesz tylko roślinne.
I to jest kierunek poniekąd mi osobiście bliski. Bo taka jest praktycznie moja kuchnia. Większość osób jakie jedzą u nas w ośrodku je na co dzień mięso. Ale zastąpią pasztet humusem. Tylko humus musi być dobry.
Jest to też sposób w jaki działanie systemowe kształtuje indywidualne wybory i nawyki. Dieta serwowana np. na stołówce w szkole, kształtuje nasze nawyki żywieniowe i smakowe. Dobrze przyrządzona, zrównoważona i smaczna dieta roślinna serwowana w stołówkach będzie kształtować nawyki żywieniowe uczniów lub studentów.
I jest jeszcze trzeci temat, bardzo wiążący się z Polska i to z bardzo aktualnymi wydarzeniami. Jedna z propozycji partii rządzącej na nową kadencję to “dobry posiłek’ i dotyka tej samej kwestii jak państwo czy organizacje mogą systemowo wpływać na rynek żywności. O “dobrym posiłku” chcę napisać osobno bo to bardzo ważny ale i trudny temat. Podobnie jak “lokalna półka”. Taki szpitalny “dobry posiłek” jeżeli będzie zgodny ze współczesną wiedzą medyczną i dietetyczną EBM będzie posiłkiem prawie calkowicie roślinnym.
To nie jest wymysł uzależnionej od kiełbasy i wdychania spalin paleo-prawicy, że dieta i żywność jest polityczna. Widać to i w projekcie “Roślkinne Uniwersytety”, pokazała to w Niemczech sprawa roślinnej stołówki w Volkswagenie, pokazuje obecna kampania wyborcza w Polsce.
Bezpieczeństwo żywnościowe, będące notabene jednym z celów leżących u podstaw Unii Europejskiej, po raz pierwszy od wielu dziesięcioleci przestaje być czymś oczywistym. Polska biedniejsza od Niemiec i innych krajów zachodniej Europy, szczególnie narażona jest na braki w sytuacji niedoborów żywności. Tak ureguluje wolny rynek, że żywność “odpłynie” na te rynki gdzie konsument może zapłacić więcej. Na przykład do Niemiec.
Dieta bardziej roślina jest też jednym z elementów bezpieczeństwa żywnościowego. Aby otrzymać jeden gram białka zwierzęcego potrzeba około 20 g białka roślinnego. Można powiedzieć że efektywność zwierząt hodowlanych jako producentów białek wynosi około 5%. Nawet uwzględniając, potrzebę komplementacji białek roślinnych to dieta roślinna wymaga kilkakrotnie mniejszego zasobu roślin uprawnych na osobę, czyli kilkakrotnie mniejszego areału czyli o wiele łatwiej jest zapewnić bezpieczeństwo żywnościowe.
Zasadniczy jest spór jakimi metodami do takich zmian doprowadzić. Częsty jest postulat, skądinąd sensowny, obciążenia mięsa (i innych produktów) faktycznymi kosztami np. środowiskowymi czy specjalnym podatkiem. Przeciwnicy tego rozwiązania wskazują, bardzo słusznie, że tworzy to kolejne rozwarstwienie społeczne, czy wraca do dawnego rozwarstwienia, gdzie mięso jest przywilejem bogatych.
Inna propozycja to stawianie na indywidualne wybory konsumenckie. Krytycy, całkiem słusznie, nazywają to prywatyzacją problemów (systemowych) oraz prywatyzowaniem zystów (przez np. przemysł mięsny) i uspołecznieniem kosztów (np. środowiskowych). Ale z drugiej strony od czasów Ralpha Nadera wiemy, że ruch konsumencki i bojkot konsumencki są znaczącą siłą społeczną.
I kampania “Roślinne uniwersytety” jest ciekawym przykładem, jak takie działania mogą się uzupełniać. W Cambridge czy w Kent studenci głosowali (w niezobowiazujących referendach) za wprowadzeniem całkowicie roślinnego menu. Jest to też przykład dobrze określonej grupy docelowej. To właśnie młodzi ludzie są największymi zwolennikami diety (bardziej) roślinnej.
Transformacja żywnościowa jest konieczna. Zawsze będę powtarzał, ze musi się ona odbywać przy udziale szefów kuchni tworzących zrównoważone i smaczne dania i receptury.
Ale transformacja taka sama powinna odbywać się w sposób zrównoważony, demokratyczny, uwzględniający potrzeby wszystkich interesariuszy.
Bo jeżeli pozostajemy przy Roślinnych Uniwersytetach. Taka zmiana oznaczać może wielkie problemy dla tamtejszych kucharzy. Ale też np. dostawcy mięsa który straci dużego klienta jakim jest Cambridge. Co przełoży się na stratę pracy wielu osób zatrudnionych w jego firmie.
Ale z drugiej strony to dla kucharzy kuchni roślinnej będzie wiele pracy. Również wiele pracy przy tworzeniu nowych menu, szkoleniu innych kucharzy. I potrzeba będzie dużo tofu i seitana czyli mała wytwórnia tofu będzie musiała zatrudnić nowych pracowników.
Ważne jest aby lokalne firmy i ich praconicy nie tyle nawet mieli zapewnione osłony i wsparcie w okresie transformacji ale by proces transformacji tak był prowadzony by dostawca wołowina stał się dostawcą dobrej jakości tofu, przy czym nie traci on ani jego pracownicy materialnie.
Po drugiej wojnie światowej w Europie Zachodniej doszło do kompromisu socjaldemokratycznego. Lewica porzuciła, wówczas całkiem realne, obalenie kapitalizmu w zamian za liczne koncesje wielkiego kapitału na rzecz pracowników, znane też jako państwo socjalne, welfare state. Obecna transformacja, nie tylko żywnościowa wymagałaby podobnego układu. A właściwie, mówiąc dokładnie, nowej umowy społecznej. Tym bardziej, ze coraz liczniejsze są głosy czy to w Polsce czy na świecie, że stara umowa społeczna została podarta na strzępy bez neoliberalizm.
W kampanii Roślinne Uniwersytety, jest pewien, dla mnie obrzydliwy, elitaryzm. Na stronie kampanii możemy przeczytać, ze dieta roślina na uniwersytetach jest tak ważna bo tam kształtuje się elita. Jest to z jednej strony pragmatyczne a z drugiej szkodliwe, bo chociażby będzie utrwalać wizerunek diety roślinnej jaki zachcianki elit. Alternatywą byłaby usługa publicznego żywienia w całości roślinna.
Jak by to mogło wyglądać? Najprościej i najłatwiej-wprowadzenie diety roślinnej na wszystkich szczeblach edukacji, połączone z edukacją dietetyczną. I stopniowo rozszerzane na wszelkie inne formy żywienia za publiczne pieniądze. czy to bary mleczne czy żywność rozdawana potrzebującym
Tak wiem że pomysł weganizowania tego wszystkiego brzmi lepiej niż jazdy posłanki Spurek. Ale ja bym się nawet nie upierał przy weganizmie. Dieta zrobiona według obecnych zaleceń, to co nazywamy kuchnią zrównoważoną, to zawsze będzie 90% roślin.
I np. w zamówieniach publicznych na rożne okazje jest warunek że catering ma być zgodny z zasadami “dobrego talerza”. Genialna nazwa swoja drogą, bo nie wiem czy ten kto to wymyślił miał to skojarzenie ale nawiązuje do “talerza zdrowego odżywiania” jaki obecnie w dietetyce zastępuje dawną piramidę żywieniową.
Od Cambridge po Końskie ten talerz, to co na nim położymy i kto za to zapłaci jest coraz ważniejszym tematem politycznym. Zazwyczaj w bardzo głupi sposób a politycy popisują się swoja dramatyczną ignorancją w dziedzinie dietetyki, żywności i żywienia. A temat służy im do okładania jak pałką po głowie strony przeciwnej.
W końcówce “Mefisto” bohater woła “jestem tylko aktorem”, Biedermannem. Nie ma dziś kuchni bez właściwości. Jesteśmy dziećmi epoki, epoka jest polityczna. Wszystkie twoje, nasze, wasze dzienne potrawy, nocne potrawy to są potrawy polityczne.

Podobał ci się ten artykuł? Chcesz więcej podobnych? Wesprzyj mojego bloga

Moje media społecznościowe

Kategoria:

Share