Pomidory i alienacja

Słyszeliście o walutach lokalnych? To taki bardzo ciekawy koncept, który działa (nie wiem jak to wygląda obecnie) miejscami w USA i we Francji, Hiszpanii czy Grecji. W Polsce były próby zaimplementowania takiego rozwiązania ale chyba niestety żaden nie odniósł sukcesu, pomimo pewnej popularności “banków czasu” matek. Jakieś 20 lat temu nawet ze znajomymi próbowaliśmy coś podobnego stworzyć. Zdaje się że w Polsce z jakiś przyczyn nie udało się stworzyć żadnego trwałego systemu waluty lokalnej czy to w formie LETS czy banków czasu.
Można powiedzieć, że powstanie poniższego dania jest związane z historia walut lokalnych.
Narodziło się w biednej dzielnicy Neapolu gdzie biedacy płacili szewcom serem, pomidorami czyli kolejne danie biedniej kuchni tym razem włoskie, które nazwę można przetłumaczyć jako “szewski makaron”.

SKŁADNIKI:
400g pomidorków koktajlowych
makaron spaghetti (suchy) 150g
3 łyżki oliwy
1 papryczka chili
5-10 liści bazylii
4-5 łyżek płatków drożdżowych lub płatków drożdżowych z mielonymi nerkowcami

SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:
W zaczynamy od wstawienia wody na makaron. W tym daniu ważne jest aby makaron poszedł garnka bezpośrednio na patelnie, mocno al dente.
Pomidorki koktajlowe kroimy na pół.
Czosnek rozgniatamy w prasce lub widelcem. Chili drobno siekamy.
Kiedy we wrzątku wyląduje makaron (sprawdźcie czas gotowania la dente na opakowaniu, u mnie to było 9 minut razowy bio spaghetti), na dużej patelni (na tej patelni wyląduje też makaron) rozgrzewamy lekko oliwę i dodajemy chili i czosnek.
Smażymy 2-3 minuty na małym ogniu ciągle mieszając
Dodajemy pomidory, kiedy zaczną mięknąć podlewamy patelnię kilkoma łyżkami wody z makaronu, solimy, dodajemy bazylię, makaron i ściągamy z ognia. Dodajemy płatki drożdżowe w takiej ilości aby wyszedł nam dość gęsty sos. Jeżeli zrobi się za gęsty rozcieńczamy go wodą po gotowaniu makaronu

WARIANTY:
Pozostając w duchu z jakiego danie wyrosło można je wzbogacać o różne resztki np. wędzonego tofu, usmażonego na “skwarki”

UWAGI:
Wiem, że się z tym powtarzam ale ale to prosta rzecz a maja ca duzy wpływ na nasze zdrowie. Żeby czosnek wykazał w pełni swoje prozdrowotne dziłanie potrzebuje kilku minut kontaktu z tlenem. Więc czosnek rozgniatamy i odkładamy na 5 minut.

SERWIS:
Podajemy przystrojone listkami bazylii

Karol Marx (hasło w krzyżówce: dziwny facet z długą brodą, ale nie Mikołaj) wprowadził pojęcie “alienacji pracy”, choć samą ideę alienacji zaczerpnął zapewne od Hegla. U Hegla “alienacja” była atrybutem uczłowieczenia, niezbędnym elementem, człowieczeństwa i samoświadomości.
Alienacja czyli ja i nie-ja. Ale oczywiście sama idea jest o wiele wiele starsza. W kulturze zachodniej jest jedną z podstawowych idei konstytuujących naturę człowieka. To “błogosławiona wina” upadku pierwszych ludzi, kiedy po zjedzeniu owocu z drzewa poznania zobaczyli swoją nagość i oddzielenie od wszystkich rzeczy i Boga. Bardzo ciekawie ten proces i jego konsekwencje opisuje psycholog transpersonalny Ken Wilber.
To oddzielenie jest też jednym z kluczowych elementów buddyzmu. Poczucie że istnieje ja i nie-ja jest podstawowym złudzeniem oddzielającym nas od osiągnięcia Oświecenia, realizacji Natury Buddy, wyjścia poza dualizm..
Można powiedzieć (oczywiście w pewnym uproszczeniu) że alienacja ma dwa ramiona czy dwa kierunki. Jeden wskazany przez Marxa to kierunek materialistyczny. To alienacja pracy i przez pracę, alienacja wykluczenia i obcości (takiej jak np. doświadcza każdy imigrant, nawet wobec najbardziej przychylnego środowiska poprzez np. brak kompetencji językowych, nieznajomość kultury i zwyczajów, coś co bardzo dobrze obecnie znam).
Jest też kierunek metafizyczny. I tu tak jak u Hegla alienacja jest nieodłącznie (prawie) związana z kondycją ludzką. Można cała sferę duchowości czy metafizyki zdefiniować jako ciągłe i wciąż próby wyjścia poza alienację, poza dualizm.
A w swojej zdegenerowanej formie (i tu znowu kłania się Ken Wilber) potrzeba wyjścia poza alienację staje sie ciągłymi próbami zdobycia władzy. Próbą pokonania alienacji poprzez władzę, bogactwo, wojnę i przemoc. Zabijanie jest wszak ostateczną formą władzy nad człowiekiem czy zwierzęciem. A władza nad czymś oznacza że jesteśmy z tym połączeni. I tak, nawet w naszych codziennych i “romantycznych” relacjach, bliskość zostaje zastąpiona przez dominację i podporządkowanie.
Może nawet pasja do myślistwa jest tak naprawdę rozpaczliwą i żałosną próbą wyjścia poza bycie wyalienowanym, samotną i pogrążoną w rozpaczy, podążającą nieuchronnie w nicość, jednostka. Kiedy przyłorzymy odpowiedni szablon do naszego spojrzenia to wszędzie znajdziemy popęd do dealienacji.
Ale oczywiście te środki mają swoją cenę. Tak jak inny sposób zniesienia alienacji czyli alkohol pozostawia kac tak również wszelkie inne zastępcze formy “dealienacji” skutkują jeszcze większą alienacją.
Można powiedzieć, ze najbardziej wyalienowanym człowiekiem jest Jeff Bezos. Czyż jest ktoś bardziej sobie obcy niż Jeff Bezos i pracownik magazynu Amazona? Dodatek do dronów i aplikacji, na minimalnej płacy, któremu firma zamiast godziwych warunków oferuje “budki medytacyjne”. Tak otóż, przed czym ostrzegają nie tylko buddyjscy nauczyciele, duchowość per se również może być alienująca. Na wiele sposobów (temat ten jest doskonale omówiony m.in w pracy “Wolność od Duchowego materializmu” (niestety polski nakład książki jest wyczerpany ale przy odrobinie wysiłku uda się wam zdobyć piracką kopię z internetu) Chongyama Trungpy Rinpoche (doskonale zdaję sobie sprawę z kontrowersji związanych z tym nauczycielem jak i całą założoną przez niego szkołą, nie ujmuje to moim zdaniem wartości wspomnianej publikacji, wręcz z nią rezonuje.
Pracownicy Amazona pełnią w naszym społeczeństwie rolę Morloków, ohydnych, żyjących gdzieś w podziemiach, ciemnościach stworów, pracujących na radosne życie Elojów. Co ciekawe (i charakterystyczne) kolejne grupy pracowników zostają wręcz fizycznie zepchnięte do takiej pozycji. Jednym z najpopularniejszych konceptów w gastronomii lat pandemicznych są “dark kittchen” czyli lokaje sprzedające wyłącznie na dowóz, ludzie są coraz bardziej automatyzowani i optymalizowani. I pozbawiani jakiegokolwiek elementu indywidualizmu i twórczości.

I wróćmy znowu do naszego szewca, któremu biedni okoliczni rolnicy płacili produktami spożywczymi, często własnego wytworu. Dla szewca każdy klient był spotkaniem. Pomimo ciężkiej pracy i biedy, szewc był o wiele mniej wyalienowany niż dzisiejszy pracownik korporacji, gastro, amazona, firmy kurierskiej czy kasjer w supermarkecie. Jego praca posiadała element czy charakter spotkania. żywych fizycznych osób i żywej fizycznej wymiany.
I czyż nie dlatego rejony Włoch gdzie zachowało sie trochę dawnego stylu życia są pokazywane w tv niemal jak kraina rajskiego dzieciństwa, świat bez grzechu, bez upadku. Świat bez alienacji. I czy nie dlatego właśnie ten świat musiał ulec pod naporem maszyny wielkiego biznesu? Bo postęp społeczny, dobrobyt, zwyżka na giełdzie i rosnące PKB wymagają coraz bardziej zalienowanych form pracy i wszystkich aktywności życiowych.
Postęp robotyzacji człowieka i alienacji jaki jest bez wątpienia związany z pandemią odsyła nas do książki Naomi Klein “Doktryna szoku”. Ale nie jest to jakąś istną zmianą jakościową, czy nowym kierunkiem.
Jest jedynie nasileniem trendu trwającego od wielu lat. Istnieje wiele modeli ukazujących funkcjonowanie społeczeństw. Na początku wspomniałem Marxa, najbardziej znanego ze swojego modelu “walki klas” (chociaż o czym warto wiedzieć, nie jest on twórcą pojęcia “walki klas”), odmianą modelu klasowego jest koncepcja Leszka Nowaka z klasami ideologiczną, polityczna i ekonomiczną. Jest oczywiście koncepcja feministyczna stawiająca jako oś podziału płeć. Dlaczegóż by nie mógł funkcjonować model, stawiający w centrum problem “alienacji” i dostrzegający ją w tych procesach społecznych, które bywają interpretowane klasowo czy płciowo?
I patrząc przez ten model, to te pomidorki biednych wieśniaków z okolic Neapolu mają ogromne znaczenia. Wprowadzają do wzajemnych relacji konkret, cielesność i indywidualizują każdą transakcję. Pomidory będą raz większe, raz mniejsze, raz bardziej, raz mniej dojrzałe. Szewc może już mieć tyle pomidorów, że nie jest w stanie ich przejeść. Może urządzi z tych pomidorów ucztę dla przyjaciół? Albo sok którym będzie częstował klientów? Zupełnie inaczej niż w nowocześnie zarządzanych organizacjach ma swobodę podjęcia działania.
“System neapolitański” moim zdaniem, bliski jest systemom “walut lokalnych”, bardzo ciekawego przykładu ekonomii alternatywnej i trochę powrotem do czasów sprzed państwowego monopolu pieniądza, ale a rebouir. Emisja pieniądza była przywilejem możnych a w walutach lokalnych staje się siłą słabych, wyzwoleniem wyalienowanych. Odzyskaniem kawałka własnego życia, kontroli nad swoją pracą czy jej częścią. A brak kontroli nad własnym życiem (robotyzacja, ludzki interfejs dla aplikacji) jest jednym z najważniejszych czynników alienujących, już nie wobec Boga, innych ludzi, pracy ale wobec własnego życia, wobec samego siebie. Modelowy jest przykład pracownika przy taśmie. Dziś to będzie często pracownik na słuchawce w call center, którego każde słowo jest określone przez narzucony odgórnie schemat rozmowy i ze zgodności z tym schematem jest on rozliczany.
Ale idźmy dalej tropem pomidora. Już odchodząc od biedaków którzy płacą pomidorkami i kieeując się w bardziej współczesne realia. Obiad w restauracji można nazwać/uczynić niepowtarzalnym przeżyciem, kontaktem z cielesnym konkretem (podczas gdy alienacja jest abstrakcją, nominalizacją), to jedzenie zamawiane przez aplikację, dowożone przez kierowcę kierowanego przez aplikacje z dark kittchen jest aktem automatyzacii, dostarczeniem robotowi paliwa.
Gotowanie jest aktem dealienacyjnym, przywracającym nam poczucie łączności z przerabianymi produktami. Aktem symbolicznej alchemii przypominającym proces dokonywany przez “mistrzów czarnej sztuki”. Kuchnię i kuźnię łączy użycie ognia jako kluczowego elementu dokonywanej przemiany. Bardzo symboliczną opowieśc w jednym ze swoich programów przedstawił Anthony Bourdain. Pokazując mężczyznę z wietnamskiej wioski który przerabia w kuźni stal z min i pocisków, pozostałych po wojnie wietnamskiej, na noże kuchenne. Warto gotować. Warto czuć tę cielesność i poczucie jedności z tymi którymi obdarowujemy jedzeniem. To nie jest “ekonomia dzielenia”. To jest istota gotowania.




Podoba Ci się ten przepis? Chciałbyś więcej tego typu materiałów?
Wesprzyj to co robię i ciesz się bonusami dla patronów bloga

Share