Europejski Dzień Zdrowego Jedzenia i Gotowania

8 listopada przypada Europejski Dzień Zdrowego Jedzenia i Gotowania (ang. „European Day of Healthy Food and Cooking”) obchodzony od 2007 roku z inicjatywy UE i Euro-Toques (Kucharska Wspólnota Europejska, zrzeszająca ponad 7000 europejskich kucharzy i szefów kuchni). Święto dużo ważniejsze niż mnóstwo hucznie obchodzonych rocznic, bitew i podobnych bzdur.
Epidemia otyłości i innych chorób dietozależnych wyrasta na jednego z głównych zabójców w krajach rozwiniętych. Każdego roku w Europie przybywa 400 tysięcy dzieci z nadwagą! W późniejszym życiu tych dzieci  oznacza to cukrzycę, choroby wątroby i serca, nadciśnienie, udary i nawet raka. Dodajmy jeszcze dramatyczną epidemię próchnicy, na którą cierpi 90% polskich osiemnastolatków, wywoływaną przez nadmiar cukru w diecie.
Zła, niezrównoważona i niezdrowa dieta jest problemem społecznym i systemowym. I nawet najlepsze i jak najbardziej potrzebne akcje, skierowane do  konsumentów go nie rozwiążą. Potrzebne są rozwiązania systemowe.
Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta.
Ile razy wczoraj widziałeś reklamę i informację na temat zasad zdrowego odżywiania i stylu życia? A ile razy reklamy słodyczy, chipsów i innego gówna udającego jedzenie? Współczesna psychologia mówi jasno (polecam na ten temat np. “Pułapki myślenia” noblisty Kahnemana), wszyscy jesteśmy podatni na manipulację i marketing.
A ta nas (nomen omen) karmi tym, że sport to telewizor, chipsy i coca-cola, że miłość i rodzina to czekolada i cukierki, że dobra zabawa oznacza ponad 3 tysiące kcal dziennie. A każda, nieśmiała próba ograniczania tego mózgoprania i terroru reklamy, napotka na histeryczne reakcje, nakręcane przez lobbistów i chciwe korporacje, że to ograniczanie wolności słowa niszczenie przedsiębiorczości. Wolność umierania na choroby serca i układu krążenia i przedsiębiorczośc będąca wojną przeciwko życiu i zdrowiu, nie tylko ludzi ale cale i planety.
Nawet twórca Światowego Forum Ekonomicznego, Klaus Schwab od jakiegoś czasu mówi o konieczności zmiany obowiązującego paradygmatu ekonomiczno-społecznego i odejścia od kapitalizmu akcjonariuszy w stronę kapitalizmu interesariuszy-systemu uwzględniającego szeroki interes społeczny, nie tylko biznesu ale tez pracowników, konsumentów i innych grup społecznych, pozornie nieraz nawet nie związanych z danym biznesem i jego działalnością. Dam przykład, autentyczny z mojego doświadczenia, jak szerokie są grupy interesariuszy.
Lata temu pracowałem jako sędzia paintballowy. Firma w której pracowałem miała jedyny w Warszawie teren do paintballa. Przepiękny i bardzo urozmaicony. Był las, stare budynki, wąwóz, wzgórza. Peryferia Warszawy w okolicy Bemowa. Właściciel sprzedał teren developerowi. No i w oczywisty sposób myśmy na tym stracili.
Ale... ten teren był tez popularnym terenem rekreacyjnym dla mieszkańców okolicznych osiedli. Przychodziły matki z dziećmi na spacery, rodziny urządzały sobie pikniki a dzieciarnia grała w piłkę i socjalizowała się przy pierwszych (jak mniemam) doświadczeniach alkoholowych i seksualnych.
I jakość życia ich wszystkich uległa pogorszeniu kiedy chciwy ogrodził teren i zaczął budować kolejne luksusowe osiedle, z wartownią i płotem pod prądem (no z tym prądem to przesadziłem, ale pewien jestem ze nie jeden by tak chciał). No i co z\tego? toś powie. Im się pogorszyło innym się polepszyło, wychodzi na zero. Tak. Ale jednak nie. Bo zniszczenie jedynego dostępnego dzieciom i całym rodzinom, zielonego terenu, zwłaszcza w tak zasmogowanym mieście jak Warszawa to nie tylko kwestia przyjemnie spędzonego czasu, ale też kwestia zdrowia tych dzieci i tego jak często będą chorować. Więcej chorób to bardziej obciążona służba zdrowia, straty gospodarcze z powodu absencji i mniejszej wydolności. To coś co przekłada się na nas wszystkich. Typowy przykład czegoś co niektórzy nazywają “socjalizmem dla milionerów”, prywatyzacji zysków i uspołecznienia kosztów. Nie inaczej jest z przemysłem spożywczym, z całym łańcuchem od pola do stołu.
Problem złej diety i chorób dietozależnych nie będzie rozwiązany bez szerokich reform społecznych, ekonomicznych i politycznych. Dopóki korporacje, udziałowcy i menagment nie zaczną zacząć ponosi eksternalizowanych do tej pory koszty społecznych i ekologicznych. Takich jak skutki epidemii otyłości, cukrzycy, chorób serca i układu krążenia, próchnicy. Takich jak katastrofalne skutki zatrucia środowiska (chwała tu obecnemu rządowi, który doprowadził do uchwalenia w Polsce prawa według którego dyrektor niszczącej środowisko firmy będzie mógł być skazany na karę nawet 12 lat więzienia).
Potrzebne jest obłożenie specjalnymi podatkami, podobnymi jak podatek cukrowy, wszelkich junk foodowych produktów, obłożenie wysokim podatkiem reklam i przeznaczenie uzyskanych w ten sposób środków na niwelowanie skutków ekologicznych, społecznych, zdrowotnych opodatkowanej działalności.
Oczywiście, każdy z nas, w pewnym stopniu też ponosi odpowiedzialność kiedy staje przed sklepową półką i decyduje czy spędzić wieczór przed telewizorem z chipsami i colą czy  na treningu albo zwykłym spacerze. Kiedy wybiera czy kupić bekon czy fasolę. Co dać dziecku do szkoły. Ale jeszcze raz-wolność wyboru jest w dużym stopniu iluzoryczna i podlegamy nieustannym naciskom i manipulacji ze strony producentów i sprzedawców. Banalny “efekt ekspozycji” powoduje, że sięgamy w sklepie po reklamowany produkt. Najbardziej zagrożone i niszczone są w ten sposób mózgi dzieci. To nie przypadkiem przed programami dla dzieci jest tak wiele reklam słodyczy. Zakazanie reklam przed i po programach przeznaczonych dla dzieci To MINIMUM.
Bo bez tego takie akcje jak Dzień Zdrowego Jedzenia są jak wybieranie łyżeczką wody z łodzi do której leje się ona strumieniami przez podziurawione jak sito burty.

 

 

Podoba Ci się ten artykuł? Możesz postawić mi wirtualną kawę a ja odwdzięczę się kolejnymi tekstami.

 

 

Kategoria:

Share